47. dzień wyprawy – 29.06.2010
Przebudziła mnie rozmowa moich kolegów po 7. Jak spaliśmy ktoś na „naszych” krzesłach zostawił 2 butelki wody i torebkę z kanapkami, jakie czasami hotele dają na drogę. Podejrzenie padło na naszych rodaków w porannych lotów do Katowic, Warszawy i Gdańska tym bardziej, że do mojego roweru jest przymocowana nasza flaga, a cała obsługa wie o nas już chyba wszystko. Po 8 jedziemy z Alim do supermarketu, aby za ostatnie pieniądze kupić coś do jedzenia.
Czas do planowanej odprawy mija wolno. Pakujemy się i kręcimy po lotnisku. Nikt nie chce wyjść z klimatyzowanej hali – słońce „zabija”. Po 13 docierają do nas Kazik i Andrzej M. Trochę rozmawiamy i rozważamy różne sytuacje. Po 14.30 jesteśmy wołani przez jakiegoś Egipcjanina. Okazało się, że on ma nasze bilety, a część wycieczki, z którą wracamy już się „odprawiła”. Więc ruszamy do boju. Na początek prześwietlenie bagażu. Milicja sobie ubzdurała, że rowery też prześwietli. Trzeba było odkręcać koła, a klucze zapakowane. Dużo zamieszania. Na chwilę wszystko staje, bo blokujemy ruch. Ale jakoś się udaje. Kolejny etap to nadanie bagażu. Każą nam spuścić powietrze z kół i przekręcać kierownice, ale przy tym drugim jakoś nie upierają się. Moje sakwy włożyłem do kartonu, który solidnie okleiłem i owiązałem sznurkiem – każą mi iść go jeszcze owinąć folią za co kasują 3 Euro. Mam kilko nadbagażu, Andrzejowi mniejszą torbę wrzucają jednak do głównego bagażu, ale ani za to ani opłaty 30 Euro za rowery (tak było mówione przed wyjazdem) nie pobierają.
Teraz najtrudniejsze – kontrola paszportowa. Jesteśmy praktycznie na końcu grupy a strażnikowi się spieszy. Nerwowym ruchem ręki ponagla, aby jak najszybciej podawać paszporty a on nie patrząc tylko wbija pieczątki. Udaje się! Ale czeka nas kolejne prześwietlanie i kontrola bagażu podręcznego. I tu zaczyna się cyrk poniżej godności. Przerzucają podręczne rzeczy i te drobiazgi, które im się podobają, chowają do swoich kieszeni mówiąc, że to prezent! Musimy ostro walczyć, aby zachować niektóre drobiazgi, które są dla nas cenne! Ale nie wszystko udaje się odzyskać. Mi w końcu każą iść do samolotu, a nie chcą oddać paszportu. Z tego wszystkiego wypada mi z ręki bilet pod jednego z nich nogi. Klękam na kolano, aby go podnieść, a tu salwa śmiechu mundurowych. Po chwili jednak odzyskuję paszport i mogę przejść do poczekalni otoczonej barami i sklepami wolnocłowymi (bandyckie ceny).
Przed 16 podjeżdża autobus, który zabiera nas do samolotu linii egipskich. Na pokładzie jest tyle miejsca, że możemy siedzieć jak chcemy. Startujemy kilkanaście minut po 16. Lecę pierwszy raz, ale bałagan i zamieszanie związane z dotarciem do samolotu było tak duże, że nie miałem czasu o tym pomyśleć. Lot trwał 4 godziny (w połowie podano obiad). Lądujemy w Bydgoszczy po 19, a o 20 jesteśmy już z bagażem przed lotniskiem zgodnie z planem. Marcin z Alim łapią autobus na dworzec kolejowy, a po Andrzeja przyjechał zięć Seweryn, który przy okazji przywiózł i mnie do mojego rodzinnego domu w Dąbrówce Malborskiej. I tak przed 23 zakończyła się moja 47 dniowa pielgrzymka rowerowa do Ziemi Świętej. Jestem bardzo zadowolony z wyjazdu i z tego co przeżyłem, zobaczyłem i poznałem.
dystans dnia – 18,97 km
czas jazdy – 0:59:14 h
średnia prędkość – 19,22 km/h
dystans całkowity – 5663 km
całkowity czas jazdy – 311:18 h
max. prędkość podczas pielgrzymki – 72,14 km/h
P.S. Andrzej i Kazik ostatecznie w środę w południe wylądowali w Gdańsku. Dzień przed wylotem musieli zapłacić rezydentowi Alfa Star dodatkowo po 100 USD. Do tej pory ww. biuro podróży nie udzieliło wyjaśnień, dlaczego zażądało dodatkowej opłaty (o której nigdzie nie było wspomniane) oraz dlaczego wygoniło moich kolegów z hotelu na dzień przed odlotem, pomimo że to oni powinni przed sprzedażą poinformować o obowiązujących przepisach w Egipcie. Z Konsorcjum Polskich Biur Podróży mam informację, że Alfa Star wiedziało o tym, że my do Egiptu dotrzemy na rowerach już na etapie negocjacji ceny biletów i wówczas nikt nie wspomniał, że zgodnie z Egipskim prawem nie możemy wylecieć charterem! Wszyscy tylko chcieli pieniądze!
Wydatki podczas tego wyjazdu znacznie przerosły moje oczekiwania. Już negatywnie zaskoczyła mnie Turcja, która od czasu mojego pobytu w 2007 roku znacznie podrożała. Drogie były Jordania (szczególnie zabolał wyjazd do Petry – 65 euro) i Egipt, a ceny w Izraelu to już był koszmar (litr mleka – 6zł, kg ryżu – 9 zł). Dlatego niestety muszę sprzedać rower Giant i sakwy Cumulus, które zostały zakupione specjalne na wyjazd. Zainteresowanych proszę o kontakt.
GRATULUJĘ RAZ JESZCZE!!!TOBIE I CAŁEJ EKIPIE!!!!
WSPANIAŁA WYPRAWA!!! Chociaż jak dla mnie to była szaleńcza wyprawa – „wielki szacun”:-) – kolejny raz pokazałeś, że warto iść za swoimi marzeniami!!!
odpoczywaj i regeneruj siły, pozdrawiam
Agnieszka S
Dziękuję Agnieszko:)
Na odpoczynek nie mam czasu – wróciłem do domu i do pracy, więc zajęcia mam sporo.
Pozdrawiam:)
Przyłączam się do gratulacji , gratulacji wam wszystkim
Chylę czoło za ten nie lada wyczyn , za te poty wylane , za te rozgrzane do czerwoności pedały ::)
Super post. Każdego dnia uczę się czegoś nowego na dziesiątkach różnych blogach. Ciągle miło czytać taki wartościowy materiał. Będę chciał wykorzystać część tych informacji na moim blogu jeśli nie masz nic przeciwko. Oczywiście zamieszczę link zwrotny do Twojego bloga. Dzięki bardzo za wszystko!
Tak trzymaj!