46. dzień wyprawy – 28.06.2010
Nie chce się, ale o 4.00 wstaję i pakuję się. Nie robię tego cicho, ale nie udaje mi się obudzić mojego ochroniarza, który zamiast pilnować bramy spał obok namiotu. Przed 5 ruszam w drogę. Początkowo jadę delikatnie pod górkę i pod wiatr, a po 10 km robię skręt i mam wiatr z boku, ale podjazd jest już jak się patrzy. Pierwsze 20 km jechało mi się fatalnie i dopiero wypite w między czasie wapno mnie ożywiło i 7 km podjazd kończący pierwsze 30 km pokonałem w swoim normalnym rytmie. Później było 10 km zjazdu, a następnie prawie płasko aż do samego lotniska w Sharm el Sheikh, gdzie dotarłem ok. 10.
Tam zjadłem i uzupełniłem notatki w oczekiwaniu na Andrzeja P., Alego i Marcina. Opowiadam im o naszej sytuacji i o tym co się dzieje z chłopakami. Ruszam z Marcinem na rowerach do centrum Sharm el Sheikh do kafejki internetowej (1h – 4USD). Stamtąd wysyłam maile z prośbą o pomoc do Kancelarii Premiera, Sekretariatu MSZ, do Ambasady w Kairze i do wszystkich, którzy mogą pomóc (podobnie niektórzy robili SMSowo).
Na koniec ustalamy z Marcinem, że nasi dwaj koledzy są niedaleko naszej drogi z miasta na lotnisko, więc postanawiamy ich odwiedzić. Do hotelu nie wolno nam było wejść, ale przed hotelem mogliśmy porozmawiać. Sytuacja nasza jest nieciekawa. Problem 3 dni właściwie znika, ale jeżeli będą chcieli egzekwować przepis mówiący, że charterem może wylecieć tylko ten co nim przyleciał, to będzie kiepsko. Z Polski otrzymujemy informacje, że odpowiedzialność za naszą sytuację ponosi sprzedawca biletów i jego należy obciążać kosztami. Rozważamy opcję powrotu od Izraela lub przejazdu do Kairu i stamtąd lot rejsowy. Ale to wszystko kosztuje, a Izrael i niektóre inne kraje „wyczyściły” nasze kieszenie.
Wracamy na lotnisko. W cieniu jest 50 stopni. Jest tak gorąco, że powietrze parzy płuca od środka. Dzwonię do rezydentki biura San Fun, z którym leci nasza czwórka. Potwierdza przepisy związane z wylotem, ale próbuje uspokoić mówiąc, że to raczej martwe przepisy, a poza tym to każdy w Egipcie interpretuje przepisy jak chce! O 19.30 jadę z Andrzejem P. ponownie odwiedzić naszych dwóch kolegów – ma przyjechać rezydent Teff i powiedzieć co dalej. Przyjeżdża spóźniony pół godziny. Mówi, że załatwił im lot w środę o 7.30 do Gdańska z Sharm, ale muszą za to zapłacić po 100 USD (chyba jakaś łapówka)! Dodatkowo hotel mają opłacony do wtorku do 12.00, a jak chcą zostać na ostatnią dobę to muszą sami zapłacić od osoby po 26 USD.
Przed 22 wracamy z Andrzejem na lotnisko. Jest jakaś nowa zmiana, która nie chce nas wpuścić, a później pozwolić zostać na noc. Na szczęście Andrzej jest dobrym aktorem i znając kilka słów po angielsku wszystko załatwił. Nocujemy miedzy naszymi krzesłami a szybą, za którą przechodzą osoby wchodzące na lotnisko. Koczujemy na lotnisku, a nie wiemy, czy polecimy i kiedy!
dystans dnia – 126,66 km
czas jazdy – 6:42:33 h
średnia prędkość – 18,87 km/h