Kręć kilometry dla Gdańska 2021
Kręć kilometry dla Gdańska to dwumiesięczna akcja mająca na celu zaktywizować mieszkańców jesienią. Dostaje się punkty za samą aktywność lub dojazd do pracy (najlepiej punktowany) i za przejechane kilometry (wystarczy pobrać aplikację i włączać na czas przejazdu). Po zajęciu 8 miejsca w ubiegłym roku i przejechaniu prawie 6 tys. km, teraz postanowiłem sprawdzić, czy w dwa miesiące, uda mi się przejechać 10 tys. km.
Już pierwszego dnia, tj. 13 września, wstaję o 4.30, aby pół godziny później wyruszyć rowerem w drogę do pracy. Zwykle mam do przejechania 7 km, ale teraz liczyły się również kilometry, więc przez pierwszy miesiąc starałem się jeździć ok. 40 km, a w kolejnym wstawałem już pół godziny wcześniej, aby przed pracą przejechać ponad 50 km. A po wyjściu z pracy kolejne pedałowanie –bardzo szybko odkryłem płaską trasę na dystansie 70 km, którą starałem się pokonywać możliwie najczęściej, jak tylko pogoda zbyt mocno nie przeszkadzała. Po powrocie była przerwa na obiadokolację a po niej jeszcze starałem się coś jeszcze dokręcić. A w weekendy i dni wolne starałem się pokonywać powyżej 200 km a w drugiej części bezproblemowo przemierzałem po 250 km w jeden dzień a dwa razy udało się przekroczyć 300 km!
I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie buntował się mój organizm. Już po 4 dniach pojawiły się bóle przeciążeniowe nóg, które trzymały mnie ok. 10 dni. A kiedy w 3 tygodniu udaje mi się bezproblemowo wykręcić ponad 1250 km, na początku kolejnego pojawiła się krew w moczu – przez prawie 3 tygodnie musiałem brać lek przeciwzapalny i antybiotyk. Ale najważniejsze – mój urolog nie widział przeciwskazań w jeżdżeniu na rowerze („do pracy” J J J ), więc po kilku dniach wróciłem to swojego trybu jazdy. A jakby było mało problemów to w pierwszej części musiałem wymienić łańcuch i kasetę a w drugiej tylne koło (założone po poprzedniej edycji). Ale i tak nie udało mi się zakończyć kampanii rowerowej na moim trekkingu, ponieważ przedostatniego dnia (i to w Święto Niepodległości 11.11) rozsypał się suport. Na szczęście w pełni sprawny był góral „samoróbka” i na nim ponownie kończyłem kampanię.
Z powodów zdrowotnych już w połowie akcji zdawałem sobie sprawę, że upragnione 10.000 km nie uda się osiągnąć. Ale i tak byłem na 3 miejscu w klasyfikacji generalnej a na ok. tydzień przed końcem awansowałem na 2 (aplikacja w czasie rzeczywistym udostępnia klasyfikację). I zamiast w ostatnich dniach zacząć „roztrenowanie”, do ostatniego dnia musiałem bronić swojej pozycji! I udało się. Zająłem II miejsce w klasyfikacji generalnej oraz dodatkowo I miejsce w pracy – Uniwersyteckie Centrum Kliniczne i I miejsce w dzielnicy Gdańsk-Chełm. A do klasyfikacji zaliczono mi 9543,1 km co dało mi 22384 punków. A przy okazji schudłem ok. 10 km i extra wypiłem 74 butelek 1,5l wody, 41 butelek 0,7l isotonicu, ok. 30 kartoników litrowych soku pomidorowych i drugie tyle dużych kaw na stacjach benzynowych do swoich posiłków (makaron lub ryż z dżemem lub cynamonem i cukrem). Do tego 15 innych napojów zakręcanych – zakrętki trafią na szczytny cel…
Ale przede wszystkim Kręć kilometry dla Gdańska to fajna zabawa, która bardzo wciąga. Przy okazji zdecydowanie można poprawić swoją kondycję i zgubić trochę zbędnych kilogramów. A przemierzając kolejne kilometry można zobaczyć wiele interesujących miejsc… Po raz pierwszy dotarłem na „koniec Polski” w Piaskach i mogłem zobaczyć przekop Mierzei Wiślanej.
Gdańsk jesienią i zimą jest fantastyczny! Nigdy nie zwiedzałem go na dwóch kółkach, może w przyszłym roku się uda, bo brzmi to jak niesamowite przygody!
Najlepiej wygląda wieczorem, kiedy napada trochę śniegu. No i plaże zasypane śniegiem w słońcu – wyglądają rewelacyjnie
Prawda, wyglądają pięknie:) Choć morze wolę jednak jesienią, kiedy można połazić wybrzeżem na boso:)