Komunikacja

Podczas samotnej podróży fajnie jest od czasu do czasu z kimś porozmawiać. Z tym nie było problemu w Rosji, a właściwie czasami był problem taki, że było z byt wielu chętnych do rozmowy. Zdarzało się nawet, że zatrzymywały się samochody na drodze i kierowcy mnie zagadywali – ciekawość ludzka to siła! A jeżeli chciałem pogadać wystarczyło zatrzymać się w jakimś przydrożnym zajeździe. Zwykle już po chwili byli chętni do rozmowy, którzy po jakimś czasie częstowali jedzeniem! Wystarczyło więc znać trochę język rosyjski. W Mongolii nie było już tak łatwo, ponieważ było mało osób, które znały j. rosyjski lub angielski, a i zaludnienie jest tam niewielkie, nawet w stosunku do Syberii. Ale jeżeli człowiek czegoś potrzebował to można było spróbować porozumieć się na migi.

Natomiast w Chinach język migowy był podstawą. Rosyjskiego praktycznie nikt nie znał, a z angielskim też było kiepsko – czasami w całej wsi były tylko 1-2 osoby, które cokolwiek rozumiały po angielsku. W dużych miastach też nie było najlepiej – warto jednak było próbować zaczepiać młodzież, szczególnie dziewczyny. W ten sposób można było najłatwiej spotkać kogoś, z kim można było spróbować się porozumieć. Z braku ludzi, z którymi można się porozumieć, musiałem także znaleźć sposób na podróżowanie, ponieważ tylko 450 km miałem wzdłuż prostej do Datong, natomiast później głównie kluczyłem i zwiedzałem, a znaki w anglojęzycznych napisach były rzadkością (pierwszy anglojęzyczny znak spotkałem po 450 km!). Więc po jakimś czasie, kiedy spotykałem kogoś znającego angielski, wypisywałem na kartce anglojęzyczne nazwy miejscowości z mojego szlaku (nie rzadziej niż co 30-40 km) i z boku prosiłem, aby napisał mi po chińsku. Ten system się sprawdził. Natomiast praktycznie było nie wytłumaczalne, gdzie jest Polska oraz to, że jest jakiś inny język poza chińskim i angielskim. Większość wychodziła z założenia, że jak nie mówisz po chińsku to na pewno znasz angielski! A z tym nie było u mnie najlepiej.

dodaj komentarz