3.08.2008r. – 118. dzień wyprawy
Przebudzilem sie po 6-ej, ale jakos nie chcialo mi sie wstawac. Do drogi zebralem sie ok. 7.30. po 14 km zjechalem do wioski na sniadanie.
Tradycyjnie juz, do kupionych przeze mnie produktow, przygladajacy sie mi ludzie dolozyli kolejne. Przyslany przez milicje chlopak byl w stanie zadac tylko jedno pytanie – „czy jestes z USA?”.
Po 11-stej dotarlem do miasteczka Zhuolu. Tam chcialem zajsc do kafejki internetowej. Po dlugim poszukiwaniu udało mi sie dowiedziec, ze na czas Igrzysk zamknieto wszystkie kafejki w Chinach!
Wowczas zaczepila mnie nastoletnia kelnerka z ogrodka restauracyjnego. Nie dosc, ze poczestowala mnie sokami i ciastakmi, to jeszcze wykonala kilka telefonow i zoorganizowala internet. Niestety, czasu bylo tak malo, ze udalo sie wyslac do kraju tylko maila z informacja, gdzie jestem.
Od wczesnego popoludnia do 18-stej przesiedzialem w cieniu na uliczce ze straganami. Wszystko byloby fajnie gdyby nie milicja, ktora zaczepila mnie jak tylko skonczylem jesc.
A ze akurat musialem skorzystac z toalety, posadzono mnie o probe ucieczki. Toalete oczywiscie sprawdzone przed i po! A za kare przytrzymano mnie przez kilka minut w sloncu. A bylo tak goraco i parno, ze nawet w cieniu bylem mokry. Po kontroli dokumentow, do konca mojego pobytu na ulicy, co chwile pojawial sie milicjant, aby sprawdzic co robie.
W koncu jednak trzeba sie bylo ruszyc, aby znalezc nocleg. Na wyjezdzie z miasta probowalem na stacji benzynowej (w Chinach pracownicy mieszkaja na stacjach i sa pokoje noclegowe), a nastepnie na budowie w nowym baraku. Tam mnie zaczepil jakis mezczyzna, zebym pojechal do niego.
Musialem wrocic 2 km do Hebei Zhoulu, ale warto bylo! Zostalem ugoszczony po krolewsku, a sama kolacja ok. 22.30 byla wysmienita i bardzo obfita. Az zal bylo, ze dalem sie ludziom nakarmic na ulicy w Zhoulu.
dystans dnia – 47,77 km
czas jazdy – 2:57:43 h
średnia prędkość – 16,12 km/h