8.07.2008r. – 92. dzień wyprawy
Wszyscy wstali ok. 7-ej, ale śniadanie, na ktore mnie zaproszono, było dopiero ok. 9.30 – była to tradycyjna zupa z mięsem i domowym makaronem.
Jako że gospodarze nie posiadali krow, herbata byla tylko solona. Zaopatrzony w 1l takiej herbaty na drogę, ruszyłem ok. 10.15.
Jechało się bardzo źle. Wiał bardzo silny, boczny wiatr, ktory po poludniu troszkę osłabł, aby pod wieczor wiać praktycznie ze wszystkich stron – zaobserwowałem to podczas postoju na powiewającej ponad domami fladze. Do tego było bardzo gorąco. Te części ciała, które nie są osłonięte ubraniem są koloru brązowego.
Poźnym popołudniem dotarłem do miasteczka Bayantal. Warto w tym miejscu zwrocić uwagę na przejrzystość (czystość) powietrza. Ponad 10 km wcześniej widziałem już kilka blokow 4-pietrowych tego miasta. Nie zamieszkałe zresztą. Jak mi wyjaśniono, do stanu surowego, zamkniętego zdążyli je wybudować Rosjanie (podobnie w kilku innych miasteczkach) dla swoich wojskowych, ale poźniej przyszła pieriestrojka i wynieśli się, a bloki stały się nikomu niepotrzebne!
Tam jedząc i odpoczywając przy miejscowym sklepie spożywczym, poromwaiałem sobie najpierw z pewną panią po rosyjsku, a następnie z panem po polsku! Studiował on w Polsce na Politechnice Łódzkiej za „czaso Jaruzelskiego”.
Noc mi wypadła w miasteczku Choyor, które z powodu niedokładności mapy okazało się być bliżej o kilkanaście kilometrow. Zauważyłem w nim, że podobnie jak w innych miastach, wielu Mongołow ma domy stawiane wg wzoru radzieckiego (zgodnie z „zaleceniem” Wielkiego Brata), gdzie mają kuchnie i sprzęty gospodarstwa domowego, a obok jurty do spania. W moim przypadku jednak wszyscy (5 os. rodzina i ja) spaliśmy na podłodze w jednej izbie. Na kolację była najpierw (jeden piecyk elektryczny) podgotowana surowka, a poźniej boce, jedna z mongolskich potraw.
dystans dnia – 121,90 km
czas jazdy – 6:41:06 h
średnia prędkość – 18,23 km/h