6. dzień wyprawy – 19.05.2010
Na 7 poszliśmy na Msze. Ten Kościół zrobił na nas niesamowite wrażenie – bardzo duży, drewniany z 5 ołtarzami, które maja pozłacane zdobienia. Bajka! Później zjedliśmy śniadanie i pożegnaliśmy się z ks. Piotrem. 25 km do granicy to nic specjalnego oprócz wywrotki Alego a torach. Dostaliśmy także od sklepikarki dodatkowego znicza, jak się dowiedziała, ze zamierzamy je zapalić na Cmentarzu Orląt Lwowskich.
Na przejściu okazało się, ze od roku strona ukraińska nie przepuszcza rowerzystów. Straż graniczna zatrzymała nam dwa puste busy i udało się nimi przekroczyć granice. Jednak i tak straciliśmy 2,5 godz. oraz musieliśmy zegarki przesunąć o godzinę do przodu. Po paru kilometrach „skończyła się droga asfaltowa, a zaczęły się dziury, spod których wystaje asfalt” – tak skomentowali stan dróg moi towarzysze pielgrzymki.
Pogoda dalej nas nie rozpieszcza – albo jest zimno i deszczowo albo parno i słonecznie. Na dodatek achiles przypomina o sobie. Dłuższy postój zrobiliśmy sobie w Żółkwi, gdzie mogliśmy na rynku obejrzeć Pałac Żółkiewskich, Kościół i Cerkwie.
Aladin od granicy podjechał prawie do Lwowa busem. Miał wiec sporo czasu. Udało się go nam namierzyc ostatecznie ma Cmentarzu Łyczakowskim, niedaleko planowanego miejsca noclegu. Nawet dotarliśmy pod bramę Cmentarza, ale poszedł na Cmentarz, a nas już nie wpuszczono. Wszyscy chcieli jechać tylko na nocleg. Kiedy już dotarliśmy na miejsce i wszystko uzgodniłem, ponownie się porządnie rozpadało. Kazik poszedł jeszcze poszukać Alego.
dystans dnia – 97,41 km
czas jazdy – 5:29:46 h
średnia prędkość – 17,72 km/h (prędkość znacznie obniżyła się w Centrum Lwowa, gdzie ze względu na stan dróg jechaliśmy ok. 10 km/h)
dystans całkowity – 772 km
całkowityczas jazdy – 39:51 h
Panie Krzysztofie- cierpliwości. Po siedmiu dniach w tym samym towarzystwie i przy wysiłku jakiemu poddajecie się z własnej, nieprzymuszonej woli, nawet świętemu puściłyby nerwy. Proszę pamiętać, że Jesteście grupą obcych sobie osób, z której każda jest niewątpliwą indywidualnością- potrzebujecie więc czasu na ” dotarcie się”.Nie ulega kwestii spornej, że brakuje Wam również buforu bezpieczeństwa w postaci białogłowy, która łagodziłaby potencjalne spory( nieśmiało proponuję swoją skromną osobę na wyprawę za rok). Trzymam kciuki. Pozdrowienia serdeczne dla całej ekipy
Dziękuję za dobre słowo. Faktycznie, brakuje nam białogłowy. Ale tak jakoś wyszło. A co będzie za rok to nie myślę. Pozdrawiam:)