44. dzień wyprawy – 26.06.2010
Noc jednak nie była spokojna – obudziło nas automatyczne podlewanie trawnika, a właściwie woda, która na nas spadła. Przenieśliśmy się do stojącej obok altany i tam już bez przygód spaliśmy. Nie długo, bo już o 4 wyruszamy w dalszą drogę. 60 km do granicy upłynęło spokojnie, a droga była właściwie płaska. Minęliśmy jadących z przeciwka wielu rowerzystów (pojedynczo, po 2-3 osoby lub w małych grupkach).
Granicę (Eljat – Taba) tym razem przekroczyliśmy w godzinę i po kilku kilometrach zatrzymaliśmy się przy plaży, aby wykąpać się w Morzu Czerwonym. Znalazła się nawet woda z węża do opłukania się – czuło się duże zasolenie. Po odpoczynku ruszamy w drogę.
O godz. 11 po przejechaniu 10 km od granicy docieramy do miejsca, gdzie był punkt kontrolny milicji i rozwidlenie dróg. Tutaj żegnamy się z Andrzejem Mrozek i Kazikiem Glinkowskim. Oni już dzisiejszej nocy lecą z lotniska w Tabie (Al Nakab) do Warszawy. Ja z Alim i drugim Andrzejem jedziemy dalej.
Droga prowadziła wzdłuż plaży, ale przestała być płaska. Cały czas podjeżdżamy lub zjeżdżamy w niesamowitym upale. Sklepów prawie nie ma. Ok. 16 docieramy do miasteczka Nuweiba i tam robimy sobie godziną przerwę na odpoczynek i zakupy (widzimy m.in. wielbłąda, który sobie urządził samotny spacer pomiędzy jadącymi samochodami).
Za miastem trafiamy na ponad 15 km podjazd. Męczymy się niemiłosiernie, ale wjeżdżamy. Po drodze mija nas jadący stopem Marcin. Na szczycie komunikujemy się SMSowo – jest nie cały km po rozpoczęciu zjazdu. Dojeżdżamy do niego. Jest tam zjazd w dolinę do wody, a przy skrzyżowaniu jest kilka domków pasterskich.
Pod zadaszeniem (altaną) zatrzymaliśmy się na noc. Postanawiamy, że kolejnego dnia jadę sam do Monastyru Św. Katarzyny położonego u podnóża Góry Synaj (trzeba nadłożyć ponad 160 km), a pozostali mają jako cel min. dojechać do miasteczka Dahab.
dystans dnia – 150,85 km
czas jazdy – 8:33:45 h
średnia prędkość – 17,61 km/h