33. dzień wyprawy – 15.06.2010
Z campingu wyjechaliśmy o 7 rano leniwie kierując się w kierunku Bejrutu. Jesteśmy już zmęczeni i jedzie się czasami bardzo ciężko. Do granic miasta jedziemy autostradą, a gdy zaczeły się korki przenosimy się na drogę prowadzącą wzdłuż plaży. W Centrum Bejrutu w południe spotykamy się z Panią Marzeną Schemaly, Prezes Polonii w Libanie.
To spotkanie wiele nam dało. Okazało się, że Pani Prezes jest świetną przewodniczką – stosunkowo szybko zobaczyliśmy interesujące nas miejsca ale i te, o których przewodnik nawet nie wspomina, jak np. żydowska synagoga zburzona w wywniku ostrzału izraelskiego na Bejrut. Na koniec poszliśmy na jedzonko libańskie do jednej z restauracyjek na Starym Mieście. Pyszności!
Niestety przed 15 musieliśmy się pożegnać. Czekała nas trudna przeprawa przez libańskie góry. Podjazd zaczął się na 1 km autostrady, a przełecz była na 31 km. Te 31 km dało nam mocno w kość i jechaliśmy je kilka godzin. Najgorsze było pierwsze 17 km, gdzie ani na moment nie zrobiło się płasko – typowa „ściana płaczu”. Na szyczie (1640 m.n.p.m.) dopadła nas noc (20.20) i 9 km zjazdu mieliśmy już o latarkach. Na koniec było 3 km po płaskim. Zrobiliśmy sobie drobne zakupy i pytając się o Kościół Katolicki docieramy na miejsce ok. 21.30. Przyjmuje nas libański ksiądz, który słyszał o nas, ale nie raczej nie wierzył, że zboczymy z głównej drogi, aby dotrzeć do Libanu i Taanayel.
dystans dnia – 99,00 km
czas jazdy – 7:88:05 h
średnia predkość – 13,25 km/h