26. dzień wyprawy Bałkany 2010 – 19.11.2010
Ok. 6 Vladimir mnie budzi. Nudzi mu się samemu i chce ze mną sobie porozmawiać. Po godzinie żegnam się z nim jadę bliżej Centrum, aby w supermarkecie trochę uzupełnić zapasy na Grecję.
O 8.20 jestem już w Grecji. Dalej jadę autostradą i przez nikogo niezatrzymywany docieram do Salonik. Po drodze same pustkowia. Czasami tylko widzę zagrody pasterskie. W mieście chcę naprawić przednie światło i trochę pozwiedzać. Miasto jest bardzo ładne, a przy okazji spacerując po nim i po bulwarze nadmorskim wygrzewam się w słońcu. I kiedy o 15 udaję się już na nocleg, potrąca mnie na ścieżce rowerowej wyjeżdzający z podporządkowanej ulicy chłopak.
Widzą to jego rodzice i podbiegają, aby pomóc mi się zebrać. Mi nic się nie stało, ale z przedniego koła zrobiła się „ósemka”. Prowadzą mnie do pobliskiego salonu, gdzie naprawa trwa ok. 3 godz. Wymieniają felgę, ale z centrowaniem idzie źle. Po wielu moich narzekaniach koło nie bije na boki, ale ma niewielkie jajo. Tego nie zamierzali naprawić (zapewne nie potrafili). Na nocleg docieram przed 19-stą.
dystans dnia – 91,59 km
czas jazdy – 4:30:09 h
średnia prędkość – 20,34 km/h