24.07.2008r. – 108. dzień wyprawy
Wstalem o 5.40. Na poczatek byla szybka toaleta, a nastepnie wspolne sniadanie, na ktore byly boazi, surowka z kapusty, ziemniaki w sosie i zupa ryzowa (woda z ryzem). Najadlem sie do syta, co na sniadanie nie zawsze sie zdarza (co do zasady Chinczycy rowniez malo jedza na sniadanie). O 7-ej rano ruszylem w droge. Jechalo sie dobrze, pomimo ze slonce z kazda minuta swiecilo coraz mocniej.
W miasteczu Fengzhen (tam szukalem mechanika we wtorek) dokupilem tylko wode i jechalem dalej. 20 km za nim zapytalem sie o Wielki Chinski Mur. Po dluzszej chwili udalo sie ustalic, ze jest niedaleko od tej wioski. Ruszylem w gory polna droga i po niespelna 5 km dotarlem na miejsce, czyli do pozostalosci po Murze. Zwykla strata czasu. Tylko widoki byly przepiekne.
Ruszylem wiec do Datong.
10 km przed miastem zauwazylem na nowym, bialym budynku duzy, czerwony krzyz. Ruszylem tam. Poczatkowo spogladano na mnie nie ufnie, ale pozniej kiedy zobaczyli krzyzyk na szyi, wpuszczono mnie do srodka, dano miske wody do umycia i nakarmiono mnie do syta. Nikt nie znal j. angielskiego. Postanowilem pokazac obrazek z Janem Pawlem II – nikt nie wiedzial kto to.
A po wejsciu do kosciola bylem juz na 100% pewny, ze to kosciol protestancki. Dano mi na droge karteczke z adresem kosciola w Datong i pokazano, ze tam dostane jedzenie i spanie. Jako ze bylo 13.40 i bylo goraco, postanowilem jak najszybciej przejechac te 10 km i tam przeczekac najgorszy upal.
Tam na wejsciu spotkalem nastoletnia Chen Chao z mama, z ktora umowilem sie na dluzsza rozmowe po modlitwie. Wowczas nawet pojawila sie jej babcia, ktora „wcisnela” mi 50Y i zaproponowala, abym spal w domu Chen Chao. Niestety, matka sie nie zgodzila twierdzac, ze ma male mieszkanie (tez mi nowosc). Pozegnalismy sie o 17.00. Ja ruszylem na szybkie zwiedzanie.
Bylem kolejno w Gornej Swiatyni Huayan Si (20Y), z zewnatrz widzialem Wieze Bebnow (zamknieta, obecnie stoi po srodku ronda), nie wpuszczono mnie z rowerem do Muru Dziewieciu Smokow (10Y) a na zewnatrz nie bylo gdzie go pozostawic, nastepnie bylem w Swiatyni Shanhua Si. Na koniec, po dlugim poszukiwaniu, dotarlem do Dolnej Swiatyni Huayan Si – byla juz zamknieta, ale podczas wyjscia ostatnich turystow udalo mi sie na chwile wejsc na dziedziniec.
Byla juz 19.15, kiedy ruszalem do Grot Yungang, gdzie zamierzalem dogadac sie ze strozem co do noclegu. Niestety, wyjazd z miasta zajal mi sporo czasu, a po 12 km zlapalem gume w przednim kole.
Bylo juz ciemno, wiec kolo musialem naprawic w centrum miasteczka, otoczony tlumem gapiow. Jeden z chlopakow latarka wspomagal oswietlenie z latarni. Na koniec dla siebie i niego kupilem po napoju, co rozbawilo tlum. Zhaog Chan jednak sie ucieszyl i przy pomocy swojego kolegi sasiada, znajacego j. angielski zaproponowal mi nocleg u siebie. Ma jedna duza, prostokatna izbe. W pierwszej czesci jest piecyk, a wkoncu jest na wysokosci ok. 80 cm blat, na ktory kladzie sie materace i spi (wiele juz takich widzialem).
Dlugo jeszcze siedzielismy w trojke i rozmawialismy.
dystans dnia – 103,12 km
czas jazdy – 6:25:47 h
srednia predkosc – 16,03km/h