Nowe kraje i nowe środki transportu

Afryka Północno-Zachodnia (Gambia, Senegal, Mauretania, Sahara Zachodnia i Maroko)

Piękna gambijska kelnerka

Piękna gambijska kelnerka

W ostatnim czasie kieruję się ku północnym wybrzeżom Afryki – przypadła mi do gustu arabska Afryka i Sahara, a przede wszystkim jej mieszkańcy. Wzdłuż północnego wybrzeża byłem prawie wszędzie (oprócz Libii), więc tym razem postanowiłem udać się w kierunku jej północno-zachodniego wybrzeża. Zobaczyć w całej okazałości Maroko (kiedyś już byłem na północy) oraz pokonać trasę od Dakaru do północnych krańców Afryki. Po analizie mapy i cen biletów lotniczych okazało się, że najprościej (i najtaniej) będzie polecieć przez Brukselę do Bandżul (stolica Gambii) a następnie zbiorowymi taksówkami i autobusami jechać na północ przez Dakar, Saint Louis, Nawakszut do Sahary Zachodniej. A dalej mamy Maroko, które cywilizacyjnie i gospodarczo niewiele nam ustępuje.

Świeżo przygotowywana kanapka z wątróbką i cebulką - rewelacja!

Świeżo przygotowywana kanapka z wątróbką i cebulką – rewelacja!

Gambia

Środki transportu w Gambii

Środki transportu w Gambii

Na lotnisku w Bandżul ląduję 27 grudnia 2024 roku przed południem. Płacę 20 USD za skorzystanie z lotniska i po kilkunastu minutach wszystkie formalności mam załatwione. Trochę targuję się przy wymianie i dostaję za 40 euro 2900 dalasi i ruszam na zarezerwowany camping. Ponieważ taksówkarze za ok 15 km chcą min. połowę wymienionej waluty, postanawiam iść do drogi, gdzie od razu zaczepia mnie chłopak na motorze. Proponuje darmową podwózkę na przystanek autobusowy (ok. 2 km), skąd od razu mam busa na duży plac busów w bodajże Brusubi, skąd mam już ok. 2 km na camping w Sukuta (połowę drogi idę pieszo po piasku, ponieważ nie mają chodników a jedynie piaszczyste pobocza a część jadę busem). Na miejscu za 14 euro mam osobny domek z łóżkiem, moskitierą i wentylatorem. Zostawiam bagaże i po kawie idę w miasto. Jest ponad 30°C, ale powiew rześkiego powietrza od oceanu sprawia, że nie odczuwa się gorąca. Mam ok. 3 km do Bijilo Monkey Park, gdzie wolno żyjące małpy same zaczepiają ludzi i proszą o jedzenie, szczególnie orzeszki. Za nim jest piaszczysta, szeroka i ładna plaża nad Oceanem Atlantyckim (kąpiel w ciepłej wodzie obowiązkowa). Nią obchodzę Senegambię, czyli rejon, w którym zakwaterowani są turyści a cena butelki wody jest wyższa niż w Polsce. To tutaj także można spotkać białe, zamożne emerytki chodzące pod rękę z młodym Gambijczykiem.

W Bijilo Monkey Park małpy są wszędzie

W Bijilo Monkey Park małpy są wszędzie

Na przełomie roku, pomimo ciepłej wody, turystów jest mało

Na przełomie roku, pomimo ciepłej wody, turystów jest mało

W drodze powrotnej jestem nagabywany przez miejscowych na różnego rodzaju wycieczki a w Senegambia Craft Market (po prostu targowisko) handlujący próbują mnie namówić na pamiątki, ale ceny mają zawyżone a jakość słaba. Kawałek dalej trafiam na jedyny sklep w Gambii, gdzie alkohol stoi na półkach i przy każdym towarze jest cena – normalnie jak u nas tylko znacznie taniej. Nieprzespana noc i wysoka temperatura dają w kość – idę do siebie. W pewnej chwili wychodzi z bocznej ulicy trójka młodzieży z trójką maluchów na plecach. Z bliska orientuję się, że jedynie dziewczyna, która chce ze mną rozmawiać może być pełnoletnia. Okazuje się, że maluchy to jej trojaczki a z mężem się rozwiodła, bo wieczory wolał spędzać w Senegambii niż z nią;) A po chwili rozmowy sama zaproponowała swój nr telefonu i wspólny wieczór!;) Do samego campingu nie natknąłem się na żadną „gar kuchnię”, więc z powrotem ruszam w kierunku Senegambii. Po 200 m zaczepia mnie młody chłopak. Pytam się gdzie mogę zjeść a on prowadzi mnie 30 m dalej. Widziałem tą restaurację, ale była pusta. Chłopak jednak siada przy stole i mówi, że jest smacznie. Za dwa obiady ze smażoną rybą i soki ze świeżych owoców płacę ok. 7 euro. Fidel jeszcze odprowadza mnie przed bramę campingu i się rozstajemy. Około 19-ej robi się ciemno a ja padam ze zmęczenia.

Życie codzienne w Senegambii

Życie codzienne w Senegambii

Senegal

Droga do portu w Bandżul

Droga do portu w Bandżul

Wejście na prom w Bandżul

Wejście na prom w Bandżul

Widok na drugi brzeg z promu na rzece Gambia

Widok na drugi brzeg z promu na rzece Gambia

Dworzec autobusowy w Amdallai

Dworzec autobusowy w Amdallai

Budzę się jak nowo narodzony przed 6-tą. Godzinę później jestem już przy głównej ulicy (dopiero świta) i czekam na jakiegoś busa. Po jakiś 10 min mam na jakieś dwa km a po kolejnych 10 minutach jadę już bezpośrednio do przeprawy promowej w Bandżul. Na wjeździe do stolicy widzę Łuk Triumfalny a w centrum kościół katolicki i znajdujący się obok niego stadion piłkarski. Wszędzie ludzi mało i dopiero 100 m przed przystanią są duże tłumy i stragany. Tam też kupuję bułkę paryską nadziewaną smażoną wątróbką z cebulką – rewelacja za 100 dalasi. Na prom przyszło czekać ok. 45 min a na nim było bardzo tłoczno. 100 m za nim jest przystanek busów skąd po kilku minutach jadę na przejście graniczne w Amdallai. Wychodzę z busa i czuję się jak na wielkim bazarze, przez który przeciskają się samochody. Wydaję na jedzenie resztę pieniędzy i orientuję się, że jestem w Senegalu. Cofam się po pieczątkę gambijską. Tam po 45 min. czekania coś do mnie mówią a ja nie rozumiem. Dopiero jak mnie zaprowadzili do budynku obok zrozumiałem, że chodzi im o żółtą książeczkę szczepień. Siedzący z tyłu sporego pomieszczenia mężczyzna mówi, że muszę zapłacić 500 dalasi. Nie mam dalasi. Nie szkodzi, z kolegą pójdziesz do banku. Tam wymieniam i po powrocie czeka na mnie żółta książeczka z adnotacją, że dzisiaj zaszczepiono mnie przeciwko żółtej febrze i meningokokom! I mogę iść do Senegalu. Tam nie ma kolejki ale książeczka z Gambii jest nie ważna! Na szczęście mam już pod ręką polską zwykłą książeczkę szczepień i żółtą książeczkę szczepień. Ale prowadzą mnie do pokoju obok i tam po dokładnym obejrzeniu obu książeczek otrzymuję od ręki pieczątkę wjazdową do Senegalu, chociaż tak naprawdę nie miałem obowiązkowych szczepień przeciwko żółtej febrze i meningokokom! Jeszcze musiałem u cinkciarzy wymienić walutę oraz dotrzeć motorkiem na przystanek busów i taksówek zbiorowych.

Kolejki na gambijskiej granicy

Kolejki na gambijskiej granicy

Busy muszą być kolorowe

Busy muszą być kolorowe

Autobus jest za 5000 franków ale ruszy, jak będzie pełny (była może 1/3 pasażerów). Po targach mam za 8500 franków taksówkę Sept-place (wspólna) po 15 min czekania i przed 17-stą jestem na dużym dworcu na obrzeżach Dakaru. Nie zbyt dokładnie orientuję się w okolicy a miejscowi w sadzają mnie w taksówkę, którą jadę do Portu za 5000 franków (a powinienem zapłacić 2000, maksymalnie 2500 franków)! Ustalam rozkład promów na wyspę Goree i przechodząc przez Plac Niepodległości docieram do Katedry Katolickiej na wieczorną Mszę Św. Po niej szukam noclegu (nie mam rezerwacji). Idzie ciężko, wszędzie chcą 30-40 tys. Dopiero po dwóch godzinach mam nocleg za 18000 franków.

Wyspa Goree

Wyspa Goree

Twierdza na wyspie Goree

Twierdza na wyspie Goree

Memoriał upamiętniający tragiczne wydarzenia na Goree

Memoriał upamiętniający tragiczne wydarzenia na Goree

Nieodnowiona część Goree

Nieodnowiona część Goree

Boisko do piłki nożnej w Senegalu

Boisko do piłki nożnej w Senegalu

Panorama Dakaru z Oceanu

Panorama Dakaru z Oceanu

Niedzielny poranek mam zarezerwowany na wycieczkę promową na wyspę Goree – to tutaj ładowano niewolników na statki. Niesamowite miejsce z trudną historią. W drodze powrotnej dowiaduję się od miejscowych, że obok portu jest dworzec kolejowy. Stąd mam klimatyzowany pociąg za 500 franków i wysiadam na 4 przystanku, z boku dworca. I udaje mi się znaleźć miniautobus (na ścisk 25 osób + kierowca) za 5000 franków. Po 6 godzinach jazdy docieram do Saint Louis. Dworzec jest za miastem. Miejski autobus więcej stoi niż jedzie ale udaje się dotrzeć do hostelu. Gospodyni nie mówi po angielsku i nie czyta po francusku, więc jej ok. 12-letnia córka robi za tłumacza. Oddzielny pokój poza portalem rezerwacyjnym za 10000 franków. Zostawiam rzeczy i idę w miasto. Współczesna zabudowa miasta jest na stałym lądzie ale po przejściu przez potężny most na wyspę, jesteśmy w historycznym, kolonialnym miasteczku z jego oryginalną zabudową. To w tym klimatycznym miejscu turyści spędzają wolny czas. Za nią jest mały mostek na półwysep (który zaczyna się w Mauretanii) i tutaj oprócz kilku budynków z XIX wieku, widzę jedno wielkie wysypisko śmieci. A szczególnie plaża od Oceanu. W jednym miejscu ludzie grają w piłkę a obok wylewają z wiadra odchody! Syf gorszy niż u nas na wysypisku śmieci.

Przydrożne stragany w Senegalu

Przydrożne stragany w Senegalu

Kolonialna zabudowa wyspy w Saint Louis

Kolonialna zabudowa wyspy w Saint Louis

Piękne Saint Louis

Piękne Saint Louis

Łodzie na rzece w Saint Louis

Łodzie na rzece w Saint Louis

Życie codzienne mieszkańców Senegalu

Życie codzienne mieszkańców Senegalu

Tak się żyje w Senegalu

Tak się żyje w Senegalu

Na plaży w Saint Louis

Na plaży w Saint Louis

Plaża w Saint Louis

Plaża w Saint Louis

Mauretania

Nourou (w środku)

Nourou (w środku)

O świcie jestem na dworcu autobusowym. Tutaj spotykam miejscowego, który również jedzie do granicy z Mauretanią w Rosso. Dzięki temu płacę 3500 a nie 5000 franków. Prawie 2 godziny jazdy w zatłoczonym Sept-place i na dodatek policjanci przy wjeździe na parking zabrali paszporty. Gość, który pomagał mi w Saint Louis wysiadł kilometr wcześniej ale drugi pokazuje mi ręką i łamanym angielskim mówi, żebym szedł z nim. I to był strzał w dziesiątkę. Nourou znał na przejściu wszystkich, więc kiedy pokonaliśmy pieszo ponad kilometr do portu granicznego, mój paszport czekał na wierzchu. Pieczątka i możemy czekać na prom. Chcę kupić śniadanie ale mój towarzysz pokazuje, że w Mauretanii będzie taniej. Tłum ludzi próbuje wejść na pokład i chyba wszystkim się udało. Przy zejściu z promu policja zabiera paszporty białym ale mój Nourou trzymał w lewej dłoni jak prawą się witał. Jestem pierwszy w budynku kontroli. Wiza 55 euro a ja mam 60 – Nourou u cinkciarza rozmienia. A kiedy już otrzymuję pieczątkę wjazdową idziemy na tyły dużego kompleksu taksówkowo-bazarowego i tam w jakimś blaszaku, po lepszej cenie upłynniam resztkę franków oraz 50 euro na 2100 ugija. Poznane Bułgarki mają swojego pomocnika za kasę i one jadą 6-osobową taksówką za 500 ugija do Nawakszut a my 5 min. później taką samą za 400 ugija. A przede wszystkim jemy śniadanie u znajomego Nourou. Zresztą co drugi tutaj był jego znajomym!

Przydrożny stragan

Przydrożny stragan

Opieka nad dzieckiem wszędzie wymaga poświęcenia

Opieka nad dzieckiem wszędzie wymaga poświęcenia

W Nawakszut mój mauretański przyjaciel wysiada na dworcu autobusowym (na obrzeżach miasta) a ja podjeżdżam jeszcze ze dwa kilometry. Do hostelu mam jeszcze ok. 8 km ale nie chce mi się brać taksówki. Uszedłem może z 500 m i nadjechał Nourou swoją taksówką i proponuje, że podwiezie mnie do hostelu. Nie znał go ale moja mapa offline doprowadziła nas bezbłędnie. Taksówkarz, który mi pomagał i nie chciał mnie oskubać z kasy! Dwuosobowy domko-namiot na dachu mam za 600 ugija, pranie za 200 ugija. Zostawiam rzeczy i idę w miasto. Nie ma zbyt wielu atrakcji. Widziałem duży meczet czy też stadion piłkarski, hale targowe ale przede wszystkim życie toczy się na ulicy a właściwie to na przyległych chodnikach, głownie piaszczystych. Tutaj dosłownie za grosze można kupić wszystko. I Mauretanie, jako honorowi muzułmanie, nie próbują oskubać białego na każdym kroku. Oferują swoje towary w cenach jak dla miejscowych. Miłe urozmaicenie. Ludzie żyjący w dużej biedzie ale bardzo życzliwi. A ich głównym towarzyszami są wszechobecne osiołki – to na nich przemieszczają się i na ich grzbietach wożą towary na swoje stragany. Wieczorem do hostelu dociera właściciel z informacją, że 2 km dalej jest firma transportowa, która codziennie o 7 rano jeździ bezpośrednio do Dakhla w Saharze Zachodniej za 2000 ugija (49 euro). Postanawiam zostać na dwie noce i od razu jechać do Sahary Zachodniej a właściciel zgadza się na dwie noce za 1200 ugija ze śniadaniem i darmowe pranie.

Wnętrze mojego domko-namiotu w Nawakszut

Wnętrze mojego domko-namiotu w Nawakszut

Idzie postęp, wolno ale idzie

Idzie postęp, wolno ale idzie

Na stadionie w Nawakszut

Na stadionie w Nawakszut

Jeszcze przed śniadaniem kupuję bilet w Supratours (marokański przewoźnik, faktycznie miał najniższe ceny) na kolejny dzień i mam wolne. Przed południem idę na plażę – 4 km od centrum stolicy a czuję się jakbym był na pustkowiu – raptem spotkałem 5 miejscowych a plaża ładna i czysta, woda wspaniała. Po południe spędzam w centrum kręcąc się pomiędzy straganami degustując miejscowe smakołyki. Jest ciepło i fajnie. Po 19-ej lokuje się w hostelu, uzupełniam notatki i idę spać – tutaj nikt nie wita Nowego Roku, nawet turyści.

Ulica targowa w mauretańskiej stolicy

Ulica targowa w mauretańskiej stolicy

Na straganie u rzeźnika dzień targowy...

Na straganie u rzeźnika dzień targowy…

Sahara Zachodnia

Jeszcze kawałek i będę w Saharze Zachodniej

Jeszcze kawałek i będę w Saharze Zachodniej

Zaminowana ziemia niczyja pomiędzy Mauretanią a Saharą Zachodnią

Zaminowana ziemia niczyja pomiędzy Mauretanią a Saharą Zachodnią

W Nowy Rok już przed świtem jestem na dworcu autobusowym skąd punktualnie o 7-ej rano ruszamy wygodnym busem w kierunku Sahary Zachodniej. Po niespełna 5 godzinach jazdy przez kamienistą pustynię docieramy do skrzyżowania, gdzie w prawo droga prowadzi do przejścia granicznego a w lewo do Nawazibu. Tutaj muszę przesiąść się do czekającego już na nas busa jadącego z Nawazibu do przejścia. Proszę po angielsku chłopaka stojącego przy drodze o zrobienie zdjęcia a on odpowiada: „Tobie mogę zrobić i przy znaku na Dakhlę”. To był Martin z Katowic, który zauważył orzełka na koszulce. Razem z Anitą przyleciał do Mauretanii, aby zaliczyć przejażdżkę „węglarką” (pociąg wiozący węgiel z Pustyni do Nawazibu). Od nich dowiaduję się, że przybrzeżne wrakowisko statków w Nawazibu zostało przejęte przez chińczyków i ogrodzone a statki praktycznie już wszystkie zostały pocięte na złom – największa atrakcja miasteczka przestała istnieć. Do granicy mamy ok. 3 km – szybko otrzymujemy pieczątki a następnie jedziemy 4 km do punktu granicznego Maroka (państwo to zajęło Saharę Zachodnią i od razu otrzymuje się marokańską pieczątkę wjazdową). Droga jest trochę wyboista a trochę asfaltowa a pobocza zaminowane! Marokańczycy bardzo sprawnie dokonują odprawy granicznej, przestawiamy zegarki z czasu londyńskiego na warszawski i mamy ponad godzinę czekania na autobus do Dakhla. W sam raz aby zjeść kurczaka z ziemniakami i warzywami przygotowanym w glinianym naczyniu tajin (tadżin).

Mój pierwszy tajin

Mój pierwszy tajin

Po przerwie wygodnym autobusem jedziemy do Dakhla, w której jesteśmy ok. 21-ej. Od razu kupujemy bilety na kolejny dzień na 16-stą do Agadiru i idziemy spacerem do naszych hoteli, były obok siebie. A pomiędzy nimi zauważyłem ciąg stoisk wielkości dwóch garaży każde – w pierwszym z nich były żywe kurczaki, w drugim jajka, w trzecim ubojnia a w czwarty to była restauracja na rogu, gdzie można było zamówić jego przyrządzenie i podanie! Następnego dnia kupuję miejscową kartę działającą w całym Maroku za niespełna 5 euro i zwiedzam miasteczko. Wczesne popołudnie spędzam na kamienistej plaży nad Oceanem. Przed wejściem do autobusu kosztuję miejscowego kuskusu i robię degustację ciastek w lokalnej cukierni – rewelacja. Droga mija szybko, po północy przejeżdżamy przez Al-Ujun, stolicę Sahary Zachodniej. Niestety kierowcy nie włączyli ogrzewania w autobusie, więc nad ranem zrobiło się bardzo zimno… Ach gdzie te mauretańskie czy gambijskie upały!

Centrum miasteczka Dakhla

Centrum miasteczka Dakhla

Stragany handlowe Sahary Zachodniej

Stragany handlowe Sahary Zachodniej

Plaża nad Oceanem Atlantyckim w Dakhla

Plaża nad Oceanem Atlantyckim w Dakhla

Maroko

Piękna plaża w Essaouira

Piękna plaża w Essaouira

Przed południem jesteśmy w Agadirze i od razu mamy autobusy. Martin z Anitą jadą na windsurfing a ja do As-Suwarja (Essaouira), małego miasteczka nad Oceanem Atlantyckim. Wspaniałe miejsce. Z jednej strony bardzo ładna „biała medyna” z potężnymi murami obronnymi (wpisana na listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO) a obok niej szeroka i piaszczysta plaża z ciepłą wodą Oceanu. Bardzo dobre miejsce na relaks i wypoczynek.

Brama do Medyny w Essaouira

Brama do Medyny w Essaouira

Mury obronne

Mury obronne

Wieża zegarowa w As-Suwarja

Wieża zegarowa w As-Suwarja

Są różne sposoby podróżowania do Marrakeszu

Są różne sposoby podróżowania do Marrakeszu

Stamtąd docieram do Marrakeszu, historycznej metropolii słynącej z rozległej wiekowej medyny, w całości wpisaną na listę UNESCO. Znajduje się tutaj imponujący, wzorcowy dla afrykańskiego islamu, widocznego z daleka meczetu Kutubijja. Stąd też ruszam w drogę na Wschód Maroka.

Stragan w Marrakeszu z "orzełkiem"!

Stragan w Marrakeszu z „orzełkiem”!

Meczet Kutubijja w Marrakeszu

Meczet Kutubijja w Marrakeszu

Polskie logo można spotkać wszędzie

Polskie logo można spotkać wszędzie

Dziedziniec Pałacu Bahia

Dziedziniec Pałacu Bahia

Jedna z setek ulic Medyny w Marrakeszu

Jedna z setek ulic Medyny w Marrakeszu

Medersa Ben Youssef w Marrakeszu

Medersa Ben Youssef w Marrakeszu

Murale można spotkać wszędzie

Murale można spotkać wszędzie

Osiołki są niezastąpione w transporcie towarów w medynach

Osiołki są niezastąpione w transporcie towarów w medynach

Przez najwyższą przełęcz drogową Maroka Tizi-N-Tichka (2260 m n.p.m.) docieram do Ait Ben Haddou, warownego glinianego ksaru wybudowanego według architektury berberyjskiej. Trochę przypadkowo udaje mi się na chwilę wejść do Studia Filmowego Atlas, a następnie docieram do Wąwozów Dades i Todrha – bardzo ciekawe miejsce w skałach Atlasu Wysokiego. Finałem wyprawy na „Wschód” jest wycieczka na wielbłądzie przez żółtopomarańczowe „góry piasku” na Pustyni Erg Chebbi i nocleg na niej w namiocie. Do zachodu słońca chodziłem w krótkim rękawku a nad ranem temperatura spadła do zera!

Droga na przełęcz Tizi-N-Tichka

Ksar obronny Ait Ben Haddou w Górach Atlas

Ksar obronny Ait Ben Haddou w Górach Atlas

Wejście do Studia Filmowego Atlas

Wejście do Studia Filmowego Atlas

Wąwóz Todrha

Wąwóz Todrha

Z poganiaczem wielbłądów na Pustyni Erg Chebbi

Z poganiaczem wielbłądów na Pustyni Erg Chebbi

Zimny poranek na Pustyni Erg Chebbi

Zimny poranek na Pustyni Erg Chebbi

Następnie jadę do Fez, duchowego sera Maroka i ze starówką wpisaną na listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO. Miasto na wzniesieniach, które chyba najlepiej zwiedza się po zmroku – jest niesamowite. Zachodzę też do Garbarni Chouwara, gdzie mogę zobaczyć jak skóry przerabia się (niesamowity fetor, nawet katar nie ratuje!) na materiał do produkcji skórzanych produktów oraz oczywiście można kupić gotowe wyroby. Z Fezu także robię wypad do ruin rzymskiego miasta w Volubilis oraz do Meknes, które w przeszłości było stolicą Maroka podobnie jak Marrakesz i Fez.

Brama do Medyny w Fez

Brama do Medyny w Fez

Uliczne obrazy na terenie Medyny w Fez

Uliczne obrazy na terenie Medyny w Fez

Garbarnia Chouwara

Garbarnia Chouwara

Ulica na terenie Medyny w Fez

Ulica na terenie Medyny w Fez

Przedostatnim punktem na moim marokańskim szlaku było Chefchaouene, zwane potocznie „blue city”. Jest to małe miasteczko na północy Maroka z bardzo ładną „niebieską medyną”, z której rozpościera się widok na zielone góry. Warto tutaj przyjechać chociaż na kilka godzin.

Zaułki Medyny w Chefchaouen

Zaułki Medyny w Chefchaouen

Panorama "blue city"

Panorama „blue city”

Centrum Chefchaouen

Centrum Chefchaouen

Podróż kończę w mieście Rabat nad Oceanem Atlantyckim, obecnej stolicy Maroka. Bardzo duże i pomysłowo zaprojektowane w poprzednich stuleciach. Z jednej strony ma bardzo ładną i medynę i tuż obok uroczą Kasbę Al-Udaja czy też niedokończony Meczet Sułtana Hasana (budowa rozpoczęła się w 1195 roku!) a z drugiej mamy imponujące kamienice Ville Nouvelle z XIX wieku wokół medyny. A obszar ten kończą ruiny cytadeli Szalla z XIII wieku (a wcześniej był w tym miejscu był gród rzymski), które są porośnięte egzotyczną roślinnością i zamieszkane przez setki bocianów!

Budynek poczty i telegrafu w Ville Nouvelle w Rabacie

Budynek poczty i telegrafu w Ville Nouvelle w Rabacie

Wejście do Medyny w Rabacie

Wejście do Medyny w Rabacie

Medyna w Rabacie

Medyna w Rabacie

Meczet Sułtana Hasana - najstarszy zabytek Rabatu

Meczet Sułtana Hasana – najstarszy zabytek Rabatu

Kasba w Rabacie

Kasba w Rabacie

W niespełna trzy tygodnie na przełomie 2024 i 2025 roku przemierzyłem ok. 5300 km przez pięć państw (Gambia, Senegal, Mauretania, Sahara Zachodnia i Maroko). Niesamowite miejsca i ciekawe spotkania z miejscowymi ludźmi! I już myślę, czy by tam nie wrócić…

Polskie bociany w cytadeli Szalla

Polskie bociany w cytadeli Szalla

dodaj komentarz