22.07.2008r. – 106. dzień wyprawy
Kiedy przebudzilem sie przed 6-sta i wyjrzalem przez okno zobaczylem krecacych sie po placu drogowcow – byl to znak, ze trzeba zrobic szybko poranna toalete i isc na sniadanie. Do jedzenia byla zupa warzywna i mantou, czyli te wszedobylskie biale buleczki gotowane na parze. Po 7-ej bylem juz w drodze.
Byla piekna, sloneczna pogoda i sprzyjajacy wiaterek oraz wspaniale krajobrazy.
Nie cieszylem sie dlugo. Przed miastem Fengzhen posypalo sie tylne kolo. Dalej trzeba bylo rower pchac. Napotkany przygodnie chlopak, znajacy troche angielski, oprowadzil mnie po sklepach rowerowych, ale bez efektu.
Zaden fachowiec nie chcial sie podjac naprawy oprocz tych „ulicznych”, ale ci nawet nie wiedzieli, z ktorej strony kola jest usterka. Trzeba bylo wracac do Jining albo jechac do Datong.
Wybralem znany Jining. Tylko jak? Autobus byl za 30Y, ale kierowca chcial rower polozyc na dachu, a ja sie balem z jednej strony uszkodenia przerzutki, a z drugiej zwiekszenia usterki. Pociag byl dopiero o 17.00 i do tego nikt nie byl w stanie mi powiedziec, ile bedzie kosztowal przewoz roweru.
Podziekowalem chlopakowi za pomoc i wróciłem na rogatki miasta, do punktu poboru oplat za przejazd droga. Dotarlem tam o 12.30. Mialem pecha. Nic nie jechalo pustego do Jining, wiec nawet parcownicy punktu nie mieli jak mi zorganizowac transportu.
W koncu pojawil sie autobus i za 30Y z rowerem w srodku zabral mnie do Jining. Kierowca dostal pieniadze zaraz po moim wejsciu, ale po przyjedzie na miejsce ponownie upomnial sie o nie. Jednak po chwili dyskusji i oskarzen ustapil. W Giancie ponad godzine sie meczyli az stwierdzili, ze trzeba wymienic tylna piaste, ktora sprowadza na jutrzejsze popoludnie.
Poczatkowa cena 170Y spadla do 150Y. Wlasciciel dobrze wiedzial, ze nie mam gdzie pojsc.
Ok. 18-stej zostalem z plecakiem i sakwa (reszta zostala w sklepie) ze swiadomoscia, ze mam prawie dobe wolnego w Jining. Moglem spokojnie obejrzec wybor rowerow na chinskim rynku i ich ceny (znacznie nizsze – firmowe od 125 USD), kupic cos do jedzenia i najesc sie bez pospiechu.
Nadrobilem takze zaleglosci w czytaniu niezbednych informacji z przewodnika. Gdy po 22-iej zastanawialem sie, w ktora strone ruszyc w poszukiwaniu noclegu, pojawila sie Gao Ting Thung. Wlasnie skonczyla z przyjaciolmi prace i szli do Klubu Karaoke.
Bylismy tam ok. 3 godz. Pozniej ruszylem za noclegiem. Jako ze byly juz wylaczone uliczne latarnie, wiec poszedlem do najblizszego i pokazalem recepcjoniscie, ze chce najtanszy z mozliwych.
A on mi pokazal, ze nie ma zadnych wolnych pokoi. Ale zoorganizowal pokoj z wygodnym lozkiem w budynku obok (to chyba drugi hotel), z ktorego na codzien korzysta obsluga hoteleowa. I jak powiedzial – za darmo!
dystans dnia – 33,87 km (z czego ok. 15 km pchalem)
czas jazdy – 3:34:28 h
srednia predkosc – 9,47 km/h