21.07.2008r. – 105. dzień wyprawy
Przebudzilem sie przed 7-ma, a chwile pozniej pojawila sie Gao Ting Thung. Zaskoczyla mnie jej obecnosc (bylismy umowieni na 9-ta przed GIANTem), ale i ucieszyla.
Zachowywala sie dosc dziwnie – chciala, abysmy jak najszybciej opuscili hotel. Kiedy opuscilismy go, zaprowadzila mnie do baru znajdujacego sie za sciana. Nim zdazylem sie zoorientowac zamowila jedzenie i zaplacila za nie na zapleczu, a nastepnie pozegnala sie twierdzac, ze musi isc (nie chciala powiedziec gdzie). Zjadlem wiec spokojnie, w samotnosci sniadanie i poszedlem zobaczyc co z moim rowerem.
Tam sie nie wiele dzialo. Kolo bylo prawie wycentrowane, ale dynamem i mocowaniem blotnika nikt sie nie zajal. Pokazano mi, ze czekaja na milicje.
Ta i sprawca pojawili sie po 10-tej. Po jakims czasie pojawila sie takze tlumaczka o imieniu Larisa. Jej rosyjski pozostawial jednak wiele do zyczenia. Naprawiono wowczas rower do konca poza mocowaniem blotnika i dano mi do zrozumienia, ze tego nie naprawia.
Wowczas milicjant zaczal wciskac mi do reki 400Y, a tlumaczka namawiac, zebym podpisal w dwoch miejscach jakis chinski druk urzedowy „in blanco”. Kiedy odmowilem i zazdalem rozmowy z Pania Konsul RP (tlumaczka pytala sie, czy to imie, czy nazwisko i gdzie mieszka!). Kazano mi sie pakowac do samochodu i chcieli mnie wiesc na posterunek celem wyjasnienia.
Odmowilem dobrowolnego udania sie i ponowilem zadanie rozmowy z Konsulem RP. Wowczas juz zadzwonili i po krotkiej rozmowie okazalo sie, ze te 400Y to wymysl milicji jako rekompensata dla mnie za szkode. Stanalem na tym, ze przyjalem 300Y (powinno wystarczyc na nowy blotnik w Polsce). Odbior pieniedzy pokwitowalem na czystej kartce w j. polskim. Sprawca tak sie ucieszyl, ze ma problem z glowy, ze te 100Y dal tlumaczce, aby zabrala mnie na sniadanie do pozadnej restauracji. Byla ona w pobliskim, trzy gwiazdkowym hotelu.
Tam jako obsluga hotelowa pracowala Gao Ting Thung. W restauracji spedzilismy sporo czasu zajadajac kilka chinskich potraw i deserow, a ja musialem dodatkowo zjesc dwa barszcze ukrainskie – jeden zamowila Larisa, a drugi to prezent od wlasciciela „dla goscia z Polski”.
Po poznym sniadaniu (a wlasciwie obiedzie), za ktore ja zaplacilem (bylo to niezrozumiale dla Larisy jak i to, dlaczego wszedzie ustepuje jej pierszenstwa).
Przed 15-sta pozegnalem sie z obiema dziewczynami i ruszylem w droge, dosc pechowa.
Najpierw pekla mi detka (zakleili mi budowlancy drogowi, ale tylko na chwile), a pozniej dopadla mnie krotka burza. Jedynie widoki byly przepiekne.
Nocleg udalo mi sie dostac w bazie drogowcow, ok. 389 km od granicy mongolskiej. Dostalem tam kolacje i pelny dostep do sanitariatow.
dystans dnia – 49,94 km
czas jazdy – 2:47:31 h
srednia predkosc – 17,89 km/h