Sasza (jak wiekszosc starszych osob) nie moze rano dlugo spac. Niestety w efekcie ja juz przed 6 rano bylem na nogach i sie nudzilem, poniewaz Masza podala sniadanie (bardzo obfite) dopiero po 7.00. Przy sniadaniu jeszcze sobie troche porozmawialismy i w droge ruszylem ok. 8.30.
Niestety, ale moje nogi odczuwalu kilometry z dnia poprzedniego, a na dodatek wiatr juz tak nie sprzyjal – mialem na przemian z boku i w plecy, a czasami jechalem pod wiatr. Droga nie byla zbyt trudna technicznie, ale plaska tylko czasami sie zdazala. Jednak w sumie to jechalo mi sie dobrze i pomimo kilku przystankow, o 16 mialem przekroczone 100 km. Wowczas troche zaczelo bolec lewe kolano, wiec zwolnilem oraz zrobilem sobie 1,5 godzinny postoj. Nie musialem sie spieszyc – plan do wykonania na dzien to przekroczyc 120 km.
Na 127 km trafilem na wioske polozona przy glownej drodze (marzenie). W drugim domu z brzegu dostalem herbate, o ktora poprosilem. Po chwili gospodyni poczestowala mnie swiezym mlekiem. W trakcie rozmowy z jej dwoma nastoletnimi synami okazalo sie, ze musze przesunac zegarek do przodu o dwie godziny (bylem przygotowany na jedna – wjechalem na teren Republiki Baszkiri). W tym domu nie dostalem jednak noclegu – wdowa z dowma synami bala sie. Zblizala sie 22. Ruszylem w glab wsi. Chwila szukania i udalo sie. No i najwazniejsze – byla rozgrzana do granic mozliwosci baszkirska bania. A na kolacje byla zupa na podrobach, herbata z mlekiem, domowy chleb i slodycze. Kladlem sie spac po 24.
dystans dnia – 129,00 km
dystans calkowity – 2975 km
czas jazdy – 6:44:39 h
calkowity czas jazdy – 170:18 h
srednia predkosc – 19,12 km/h