15.08.2008r. – 130. dzień wyprawy
Rano trochę rozejrzałem się za pamiątkami, ale nic nie kupiłem. Nie było nic interesującego. Zresztą myślami byłem już przy meczu siatkarek Polska – Wenezuela.
Nie miałem biletu, ale przed stadionem dostałem go od Mariusza z Cichego k. Brodnicy w nagrodę za trud pokonanych kilometrów!
Polki wygrały pewnie 3:0. Obejrzałem jeszcze mecz Włochy – Serbia i trzeba było wracać do siebie.
Szybko zjadłem i ruszyłem na stadion lekkoatletyczny. Na jednej ze stacji spotkałem Jacka z Kielc (znaliśmy się z meczy siatkarskich).
Namówił mnie, abym najpierw poszedł z nim na finał mężczyzn w szpadzie drużyn, który był w hali sąsiadującej ze stadionem lekkoatletycznym.
Tam walczyli nasi szermierze. Przegrali, ale zdobyli srebny medal. Później przyszli jeszcze do kibiców, aby rozdawać autografy i pozować do wspólnych zdjęć.
Po hymnie francuskim zaśpiewaliśmy naszym „Mazurka” i ruszyliśmy biegiem na stadion.
Ledwo usiedliśmy na trybunach za kulomiotami, a już była pierwsza próba T. Majewskiego.
Po zwycięstwie nasza radość nie miała granic. Wraz z trzyosobową rodziną z Sosnowca chodziliśmy za trybunami i śpiewaliśmy oraz skakaliśmy z radości.
Pierwsza konkurencja w la na tych Igrzyskach i od razu złoto. Ludzie podchodzili do nas i gratulowali nam. A zdjęć zrobiono nam tysiące.