Poranek uplynal dosc spokojnie. Przed 10 wybralismy sie z Ks. Michalem na szybkie zwiedzanie Kazania. Byl Kreml (zabytek UNESCO), dwie cerkwie, meczet, Obraz Matki Boskiej Kazanskiej oraz krotki spacer po starowce.
Bylo tak zimno i wial silny wiatr, ze nawet nie chcialo sie dlugo chodzic. Pozniej przyszla kolej na internet – byl bardzo wolny, ale udalo sie wszystko wyslac.
To tyle z Kazania. Ok. 16.30 wyruszylem w dalsza droge. Okazalo sie, ze wiejacy wiatr glownie mi sprzyja, wiec pomimo dwoch postojow juz o 20.00 mialem przejechane 60 km. Kawalek dalej zauwazylem wioske. Prowadzila do niej polna droga, ale wydawalo sie, ze wioska jest stosunkowo niedaleko, a droga jest utwardzona. W rzeczywistosci byla oddalona od asfaltu o 4 km, z czego 2 km byly dobre, a pozostale prowadzily przez pole, ktore nasiaklo i trzeba bylo przedzierac sie przez blotnista, klejaca mazie. Rower do wsi jakos dociagnalem, ale noclegu nie udalo sie znalezc. Jakas kobieta chciala mnie wziasc na noc, ale w domu nie bylo mezczyzny, wiec mnie nie mogla przyjac pod dach (muzulmanie). Polecila nocleg w opuszczonym domu, gdzie latem nocuja dodatkowi pracownicy Kolchozu. Zdesperowany, a jednoczesnie zawiedziony takim obrotem sprawy, przy pomocy Siergieja i Fenisa trafilem do wskazanej chaty, w ktorej to oni popijali. Nie mialem ochoty, ale nie bylem wstanie wrocic do asfaltu, tym bardziej, ze zaczynalo sie sciemniac. Nocleg przypadl mi na duzej, drewnianej lawie, przy rozpalonym do granic mozliwosci piecu (nad ranem nawet otworzylem drzwi na dwor). Moi nowo poznani kompani mowili w dwocj jezykach – rosyjskim i turkmenskim, ktorego w ogole nie rozumialem. Nie do konca chyba zdawali sobie sprawe, ze Polska jest niezaleznym panstwem – poczatkowo chyba mysleli, ze jest jedna z Republik wchodzacych w sklad Rosji! Do domu spac poszli po 24.00. Siergiej, traktorzysta z Kolchozu, obiecal wstac o 5.30 i wywiezc mnie do asfaltu.
dystans dnia – 69.89 km
czas jazdy – 3:29:15 h
srednia predkosc – 20,20 km/h