14.07.2008r. – 98. dzień wyprawy
W nocy obudził mnie deszcz, który padał również na moje nogi przez nie zamknięty otwór w dachu jurty.
Na dworze była ulewa i wichura. Plan wstania o 6-ej rano legł w gruzach. Wszyscy wstali ok. 8-ej rano (w jurcie spały także dzieci brata), ale deszcz przestał padać dopiero ok. 10-tej.
Co prawda młoda gospodyni namawiała mnie do pozostania na kolejną noc, ale ja ok. 11-stej ruszyłem w dalszą drogę.
Początkowo jechało się fatalnie. Był przeciwny, bardzo mocny wiatr oraz grząska droga. Pokonując pierwsze kilometry (momentami pchając rower), spotkałem jadących z przeciwka niemieckich rowerzystów (Marine, Svena i Johna).
Rok i tydzień są w podróży. Wyruszyli z Niemiec, aby m.in. przez Turcję, Indie i Chiny dotrzeć do Mongolii. Dalej kierują się przez Sankt Petersburg, Estonię i Polskę do domu.
Po południu wiatr praktycznie osłabł, ale za to dopadła mnie potężna ulewa. W 10 min. stepowe szlaki zamieniły się w rwące potoki (droga była bardzo pagórkowata). Jednak po kilku minutach można było spokojnie jechać dalej.
Z powodu braku znaków i „błądzącej” po stepie drogi, nadal co jakiś czas zatrzymywałem samochody, aby potwierdzić kierunek drogi. Tak poznałem mówiącą po angielsku Ulzi oraz jej męża i brata. Za pierwszym razem ja ich pytałem się o drogę, a kilkanaście kilometrów dalej ich dogoniłem, kiedy w ich „nysce” zabrakło paliwa. Wówczas po krótkiej rozmowie Ulzi zaprosiła mnie do siebie na noc w Dzamin Uud.
Na miejsce dotarłem przed 21-wszą. Szybko się umyłem w misce wody i pojechaliśmy do jej męża brata na kolację. Było mięso pieczone w kanie na mleko (ok. 25 l) z ziemniakami i kamieniami nad ogniem z palnika. Bardzo mi smakowało. Na kolacji była brata rodzina i sąsiedzi. Wieczór minął mi w wesołym, mongolskim towarzystwie. Do jurty Ulzi wróciliśmy ok. północy.
dystans dnia – 80,78 km
czas jazdy – 6:44:57 h
średnia prędkość – 11,97 km/h
dystans całkowity – 8.706 km
całkowity czas jazdy – 495:38 h