13.05.2008r. – 36. dzień wyprawy
Przebudziło mnie zimno w moim oddzielnym domku, w którym spałem. Gdybym spał w moim puchowym śpiworze z Cumulusa, nie byłoby tego problemu. A tak skończyło się na tym, że ponownie włączyłem grzejnik elektryczny na pełną parę i ubrałem ciepłą bluzę. Mój gospodarz przyszedł po mnie o 7 rano, aby zabrać na śniadanie. Przed 8 byłem już na trasie z założeniem, że muszę przejechać 140 km.
Droga była mniej pagórkowata niż wczoraj, ale nadal kręta i dziurawa miejscami, a miejscami super. Przez cały dzień jechałem „aleją” pośród drzew, a co kilka kilometrów była jakaś miejscowość. Po jakiś 40 km wjechałem na teren Republiki Czuwaszji. Znaku informacyjnego nie widziałem, ale zauważyłem, że wszystko jest jakby bardziej zadbane, mniej śmieci przy drodze. Ceny najniższe, jakie dotychczas spotkałem: czarny chleb – 13,50 rub., lody w wafelku (z zamrażarki) – 4,50 rub., a kawa na stacji benzynowej – 7 rub. (herbata – 6 rub.). Ale najfajniejszy jest język Czuwaszy – nic z niego nie rozumiem (oczywiście mówią też po rosyjsku). Chciałem zobaczyć ich stolicę Czebaksary, ale musiałbym nadłożyć 15-20 km, kolejna godzina to min. na zwiedzanie, a dla mnie priorytet to dotrzeć jutro do Kazania bez zbędnego przemęczania się.
Jadąc tradycyjnie już zwalniam w miejscach postojów dla TIRów, ale „naszych” nie widać. Natomiast Rosyjscy kierowcy sami mnie zaczepiają. Od nich to wiem, że jak mogę to powinienem jechać po trasie przez Pietropawłowsk (Kazachstan) – lepsza i krótsza droga. Po południu udało mi się jednak spotkać dwóch „naszych” – wracali już do domu, byli niedaleko granicy chińskiej. Pytali się czy czegoś mi trzeba, ale ja grzecznie podziękowałem. Wówczas postanowili podreperować mój budżet – „przyda się”!
140 km wypadł przed samym miasteczkiem, ale była dopiero 19, więc zjechałem do pobliskich domów, aby poprosić o wrzątek do herbaty. Młoda kobieta dała mi wodę i zaczęliśmy rozmawiać. Po chwili dołączył jej mąż. Jak wypiłem herbatę, zaprosili mnie do domu na zupę szczawiową. Jak zjadłem i zacząłem się zbierać, „bo 20.00, a ja jeszcze nie wiem, gdzie będę spał”, oni na to, że mają klucze od domku znajomej i tam mogę spać! Wieczór spędziliśmy na wspólnej rozmowie zajadając suszoną rybę i popijając lokalne piwo.
dystans dnia – 140,09 km
czas jazdy – 7:58:54 h
średnia prędkość – 17,55 km/h