12.07.2008r. – 96. dzień wyprawy
Ok. 7-ej rano obudził mnie wartownik. Zabrałem szybko rower z kuchni chińskich budowlańców, a przy okazji dostałem sporą porcję ryżu i sałatki na śniadanie.
Godzinę później ruszyłem w poszukiwaniu kafejki internetowej i chleba. Kafejkę znalazłem od razu, ale była otwierana o 10-tej. Sklepy były w większości zamknięte, a w otwartych nie było chleba (chyba z powodu drugiego dnia Świąt były zamknięte).
Postanowiłem wykorzystać wolny czas na ustalenie drogi wyjazdowej z miasta w kierunku granicy i miasteczka Dzamin Uud. W tym celu zrobiłem 10 km i udało się to zrobić w miarę sprawnie dzięki chińskim budowniczym drogi. Mongołowie machali tylko ręką w mało sprecyzowanym kierunku. Kolejne 7 godzin to czas spędzony głównie w kafejce internetowej oraz sklepie spożywczym (pojawił się świeży chleb), jedzeniu i krótkim telefonie do domu (1 min. – ok. 1.60 zł).
Po 17-stej, kiedy się już trochę ochłodziło (było ponad 30 st. C.), ruszyłem w dalszą drogę. Była ona bardzo wyboista i kręta.
Pojawiły się także małe górki. Po drodze mijałem trzy obozy chińskich budowniczych drogi. W każdym od razu mnie karmiono (człowiek jadący na rowerze do Pekinu na Igrzyska Olimpijskie jest dla nich „kimś”), w pierwszym dostałem także na drogę świeże bułeczki i pieczone mięso.
A w trzecim domyślili się, że chciałbym zostać na noc – o 20.30 robi się ciemno, a sami o 22.00 wyłączali generator prądu i kładli się spać.
Nikt w obozie nie znał języka angielskiego, rosyjskiego, czy też polskiego, więc wieczór miałem wyjątkowo cichy. Był tylko jeden zaskakujący moment. Podczas modlitwy jeden ze starszych Chińczyków zauważył u mnie różaniec. Podszedł do mnie i się przeżegnał. Kiedy się uśmiechnąłem i potakująco kiwnąłem głową, dał do zrozumienia, że też jest katolikiem. Od tej pory spoglądał na mnie z uznaniem i jeszcze większą życzliwością.
dystans dnia – 41,82 km
czas jazdy – 3:30:37 h
średnia prędkość – 11,91 km/h